Noc Grozy! – wspomnienia Władysława Szymury i Ireny Brachmańskiej

Noc Grozy! – wspomnienia Władysława Szymury i Ireny Brachmańskiej

Podczas akcji IX Bożonarodzeniowej Paczki dla Bohatera odwiedziłem Pana Władysława Szymurę, który obecnie pełni funkcję Sekretarza Koła ŚZŻAK-ROW w Wodzisławiu Śląskim. Pan Władysław obiecał, że wyśle swoją biografię rodzinną, która jest uzasadnieniem jego działalności patriotycznej. W dniu dzisiejszym do mojego biura poselskiego wpłynęła korespondencja od Pana Władysława wraz z opisem tzw. Nocy Grozy, którą opisała siostra jego mamy – Irena Brachmańska oraz którą zamieszczam poniżej:

„Noc Grozy!

Tą noc przeżyłem i ja i dalsze lata okupacji, o których wspomina moja s.p. ciocia Irena Brachmańska.

Noc 12/13 czerwca 1942 r. w którą to gestapowcy niemieccy aresztowali mojego brata Władysława nazwałam nocą grozy. Sądzę, że po moich wypowiedziach osądzicie sami czy słusznie.

Miałam wówczas 14 lat. brat mój 28. Wrócił w tym dniu około 22:30 jak mi oświadczył od narzeczonej. Ponieważ dość często wracał późno, matka upominała go czy wie w jakich czasach żyje, że codziennie jakiś osobnik w mundurze nasłuchuje pod oknami domu. Nie wiedzieliśmy wówczas, że Władek ten wieczór spędził w gronie tych, którzy tworzyli podziemną organizację. Czytaliśmy jedynie ulotki, które przynosił do domu. Spałam z bratem w’jednym pokoju, matka zaś w pokoju obok. Tej nocy Władek nie kołatał do drzwi, zapukał w okno mojego pokoju, otworzyłam okno, przez które wszedł do pokoju, nie chciał by matka wiedziała, o której godzinie wrócił. Położył się do łóżka obok i momentalnie zasnął. Ja natomiast nie mogłam natomiast zasnąć, ponieważ zbliżała się burza i silne błyskawice oświetlały nie tylko szyby okien, ale cały pokój. Burza coraz bardziej przybierała na sile, huragan połączony z wyładowaniami atmosferycznymi. Dochodziła już północ i od tej poty zaczął się praw’dziwy dramat owej nocy- uderzenia kolbami karabinów w7 drzwi domu i okrzyki w języku niemieckim „otwierać”. Brat wyskoczył z łóżka wr kierunku okna, nie wiem czy miał zamiar próbować uciekać? Zawrócił jednak w stronę drzwi (dom był otoczony i oświetlony przez gestapowców i SS-manów). Ja siedziałam w łóżku drżąc ze strachu i zimna. W międzyczasie matka otworzyła drzwi- wtargnęli do wewnątrz z krzykiem do matki „Gdzie jest wasz syn!?” Momentalnie byli wszędzie. Dwóch z nich podeszło do brata nakazując mu by się ubierał, mnie oraz całą pościel wyrzucono z łóżka. Brat ledwo chwiejący się na nogach z drążącymi rękami, popędzany ciągle: „szybciej, szybciej” nie mógł poradzić sobie z ubieraniem się, sama trzęsąc się z żalu i strachu pomagałam mu w ubieraniu się, tak jakbym chciała, by szybciej wyprowadzono go z domu. I wyprowadzili go z pokoju do korytarza gdzie czekał na niego z kajdankami jeden z oprawców. Nie pozwolono mu na pożegnanie się z nami. Matka rozpaczliwym płaczem żegnała swego jedynego syna, a ja brata, który wychodząc pożegnał nas jedynie smutnym spojrzeniem, a gestapowcy, którzy’ z nim wyszli pożegnali nas słowami: „nie płaczcie, bo na was także przyjdzie kolej”. W tej rozpaczy zapomnieliśmy o ojcu, który już około 23-ciej powinien był z pracy. Jego powfót i widok był drugim ciosem zadanym nam i jemu. Z trupio-bladą twarzą, wykrzywionymi z bólu ustami, przemoczony, obłocony, ze śladami krwawych ran na twarzy i rękach oraz złamanymi trzema żebrami, ledwo stał na nogach. Jak się później okazało, ci sami gestapowcy, którzy aresztowali brata pędząc z ogromną prędkością najechali na jadącego z pracy ojca samochodem. Ojciec jadąc rowerem w’ okolicy stawu Ruda został przez ten samochód odrzucony wprost do ówczesnego stawu.

I tak w milczeniu i lęku mijały dalsze godziny tej nocy…

W domu w dalszym ciągu pozostała liczna grupa gestapowców, którzy przeszukiwali każdy zakamarek, wyrzucając wszystko na podłogę, niszcząc cenne pamiątki, takie jak pamiątkowe obrazki, medaliki, zdjęcia ślubne, to wszystko wrzucano do węglarki. Mieszkanie przypominało wyglądem pobojowisko. Gdy nadszedł ranek pod dom zajechała furmanka, na którą załadowano gromadzone przez długie lata cenne, polskie książki, z których wiedzę czerpał brat będąc uczniem Rybnickiego Gimnazjum, a później absolwentem Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Katowicach, ponieważ marzeniem jego było poświecić się pracy pedagogicznej. W godzinach przedpołudniowych gestapowcy opuścili w końcu nasz dom ( w którym i ja w’ tym czasie przebywałem). Ojciec natomiast otrzymał nakaz codziennego zgłaszania się w Budynku gestapo. Każde jego wyjście budziło w nas lek, czy aby na pewno wróci. Matka przez długi okres czasu była tak załamana, że nie była w stanie podjąć jakichkolwiek czynności w prowadzeniu domu. Toteż pomimo mojego młodego wieku całość tych obowiązków zmuszona byłam przejąć na siebie. Dowiedzieliśmy się w dwa dni po aresztowaniu brata, że przebywa on w Rybniku w budynku gestapo. Pobiegłam tam i krążyłam ze strachem wokół wymienionego budynku w nadziei, że może go zobaczę, jednak bezskutecznie. Mijały’ dnie i noce pełne niepokoju i strachu, ponieważ ciągle prześladowały nas słowa skierowane do nas przez gestapowców: .nie płaczcie, bo nas was też przyjdzie kolei’’. Druzgocące dla nas była również wieść, która krążyła po Wielopolu, że na placu tutejszej szkoły będą wystawione szubienice, na których zostaną powieszeni wszyscy aresztowani tamtej nocy, a rodziny ich będą zmuszone brać udział w’ tej masakrze. Czas mijał, a my w dalszym ciągu nie znaliśmy miejsca pobytu Władka, zresztą gdzie i do kogo mielibyśmy się udać w’ takiej sprawie? Do gestapo? Gdzie nasze nazwiska figurowały już na tak zwanej „czarnej liście”. Po miesiącu otrzymaliśmy kartkę pocztową napisaną przez brata, którą dostarczyła nam jego narzeczona. Kartka ta została wysłana z więzienia w Mysłowicach na jej adres. Przypuszczam, że nie adresował kartki na adres domowy, gdyż uważał, że nas również aresztowano. Była to jedyna wiadomość potwierdzająca to, że żyje. Następna nadeszła w’ dniu 24 sierpnia 1942 roku, wręczona została nam przez niemieckiego policjanta w formie telegramu, że Władysław’ Brachmański zmarł w’ obozie koncentracyjnym Oświęcim.

Tak zakończył swe młode życie jeden z wielu bohaterów tamtych czasów’. Nam pozostawili ból i nienawiść do tych, którzy zrobili piekło na ziemi ludziom dlatego, że kochali swoją Ojczyznę. Kończąc moje bolesne wspomnienia chciałabym wam życzyć by wasza młodość była radosna i szczęśliwsza od mojej, a noce zawsze spokojne. By ta noc, którą ja przeżyć musiałam była dla Was tylko opowieścią- nigdy rzeczywistością.

Irena Brachmańska była siostrą mojej mamy. Obydwie już nie żyją. Oryginał wspomnień znajduje się w moim archiwum rodzinnym (rękopis). Odnalazłem go po prawie 70-ciu latach. Dziś dopiero zdałem sobie sprawę jak niewiele brakowało aby kolejne lata mojego dzieciństwa wraz z pozostałymi członkami rodziny były ..droga krzyżowa”, z której był jedyny powrót przez komin krematorium obozu koncentracyjnego. Dalsze lata okupacji to ciągły strach przed tym najgorszym co mogło nas spotkać. Oto dalsze wspomnienia tamtych lat:

Kiedy się najgoręcej modliłam? Modlitwa z głębi serca niebiosa przebija, tak zawsze mówiono mi w domu i w ciężkich czasach, gdy hitleryzm szalał. W Bogu był nasza jedyna ostoja. Brata mego aresztowano 13 czerwca 1942 r, – siepacze niemieccy obeszli się z nim i z nami okropnie i zabrali go tam skąd mało kto wrócił, a my z rozpaczą bezbrzeżną pozostaliśmy sami, bo wszyscy obchodzili nasz dom z daleka bojąc się posądzenia o współudział. W domu tym i ja wówczas mieszkałem wraz z moją mamą Heleną w dwóch pokojach na strychu. Zdawało się nam, że nie przetrzymamy tego wszystkiego. Myśli przewalały się i tłukł po głowach, co będzie z Władkiem? Czy nas wszystkich zaaresztują? Wtedy klękałam przed obrazem i tylko powtarzałam: „Boże ratuj, Mario pomóż!” bo innych słów mój skołatany umysł ułożyć nie mógł. Nie byłam wtedy w stanie odmówić nawet całej cząstki różańca. Bo tak miałam strachem i nieszczęściem przebitą głowę. Tylko ufałam Bogu, którego miłosierdzie jest bez granic, że mam to wszystko przetrzymać i dlatego zdałam się na wolę Bożą. Kiedy przyszła okropna wiadomość, że Władek zmarł w Oświęcimiu znowu rozpacz, a potem modlitwa już spokojna i nieustanna. Dzieje się wola Twoja, a nie nasza. Tak też i dzisiaj się modlę, bo wiar)7 mojej nie zachwiało nawet największe nieszczęście.

Władek to mój wujek, a brat mojej mamy. Dlatego dziś spełniam nie napisany przez niego testament. Dał z siebie wszystko, to co w życiu najważniejsze- „życie” abym ja mógł żyć w wolnej ojczyźnie. Spełnię jego marzenie. Dziś jako honorowy członek światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, do której należał angażuję się na rzecz przekazywania młodemu pokoleniu tych bohaterów tamtych lat, o których nie powinniśmy nigdy zapomnieć, gdyż człowiek żyje tak długo, jak żyje o nim pamięć.”